niedziela, 29 marca 2015

Ronderu "Moja historia"

- Jeśli chcesz... - mruknęłam. Było mi to obojętne. Szybko się podniosłam, prychnęłam i odwróciłam się w swoim kierunku. Miecze umieściłam w ich miejscach, poprawiłam chustę i z zamiarem odejścia, ruszyłam z miejsca bez słowa. Czułam na sobie wzrok Nera, lecz nie odwracałam się, pomimo mojego niepokoju. Starałam stawiać się pewne kroki, ale co z tego wyszło - nie wiem. Chciałam jedynie odejść jak najszybciej, ale ciało pozwalało tylko na stęp. Oddalałam się w gąszcz, ale wiedziałam, że Nero się nie ruszał, i wciąż wodził za mną wzrokiem. Czułam się, jakby wciąż był blisko. Byłam już w ciemnym gąszczu, gdy usłyszałam za sobą stukot kopyt. Czarna, końska postać znalazła się obok mnie, i mocno przycisnęła do drzewa.
- Puszczaj mnie!!! - ryknęłam, że wszystkie ptaki z okolicy się poderwały. Moje oczy były nadzwyczaj dzikie, białka błyskały nawet w takim mroku, a oddech zdecydowanie przyspieszył. Nabrałam siły i pospiesznie odepchnęłam od siebie ogiera. Zachwiał się, a ja pospiesznie wzleciałam w powietrze. Na chyba bezpiecznej wysokości, cisnęłam mieczami w konia. Zrobił unik, ale zdążyły przeszyć mu skórę na lewym boku. Przywołałam je do siebie, i odleciałam jak najdalej. W mojej jaskini straciłam siły jeszcze w powietrzu, i z hukiem runęłam na ziemię. Leżałam jak martwa, ale po chwili zasnęłam...
Rano nadal nie mogłam myśleć. Wstąpiły we mnie nowe siły, ale psychicznie nadal byłam słaba. Nie mogłam się tak pokazać. Podeszłam do krawędzi mojej Podniebnej Wyspy i spoglądając niemo w dal, rozmyślałam - "Kto kol wiek to był, dałam sobie z nim radę. Następnym razem dam również. Jestem niepokonana, wiem o tym, ale się obawiam. Czego, skoro nic mi nie zrobi?! Nie mam zamiaru tchórzyć, o nie!". To mnie wspomogło. Uspokoiłam się i postanowiłam wrócić na ziemię.
Po chwili znalazłam się już na pobliskiej łące. Delikatnie się schyliłam, i zaczęłam skubać trawę. Słońce ogrzewało mi grzbiet, małe ptaki świergotały, a wiatr szumiał w liściach drzew. Moja gniada, jednolita sierść lśniła, a grzywa falowała. Po chwili spokoju, odczułam czyjąś obecność. Podniosłam głowę, i ujrzałam podążającego tu Nera. Gdy podszedł bliżej, moje oczy zabłysnęły dziko, zaczęłam ciężko oddychać i lekko się cofnęłam, zachowując dystans - na jego lewym boku gościły dwie rysy, ewidentnie zadane mieczami...

< Nero? >

Nero "Moja historia"

- Ronderu... Skądś kojarzę to imię...
- O czym mówisz? - zdziwiła się
- A, już nie ważne - machnąłem ogonem. Przez chwilę milczeliśmy.
- Jesteś przywódczynią jakiegoś stada? - nagle wyskoczyłem z tym pytaniem
- Tak jakby... - mruknęła
- Wiem, że i tak nie mam do tego prawa, aby tutaj przespać jedną noc, aczkolwiek uprzejmie się pytam, czy mógłbym przenocować tą jedną noc? Proszę...
- Em... Ych... No-no wiesz, ja... - nie mogła się wysłowić
- Świetnie! Dziękuję! - krzyknąłem uradowany. W jednej chwili przeteleportowałem się z ziemi na gałąź drzewa, a w tym samym czasie wszystkie kruki odleciały, z wyjątkiem jednego, jeden z nich został. Mrok rozbłysnął przed pyskiem Ronderu, a czarne smugi trochę ją wystraszyły.
- Zadowolony? - spojrzała się na mnie gniewnym wzrokiem
- No co? Wolisz Teleport Ciemności, czy...
- Nic nie wolę - prychnęła
- Ach, Ronderu... - westchnąłem
- Nie waż się do mnie tak zwr... - urwała, bowiem gdy zeskoczyłem z drzewa, nasze pyski znajdowały się kilka centymetrów od siebie tak, że ja mogłem poczuć jej oddech, a ona mój. Tak, że mogłem usłyszeć jak jej serce bije.
- Czemu twoje serce...? - w tej niezręcznej sytuacji nie wiadomo czemu złagodniała
- Bo jest na wpół żywe, trochę tak jakbym go nie miał
- A jednak! Uczucia masz!
- Naturalnie! - szarmancki uśmiech zawitał na mojej twarzy. Klacz obudziła się i cofnęła się kilka kroków w tył
- Spokojnie, przecież nie mam złych zamiarów, jak na razie - wróciłem do pokerowej twarzy
- Nie, to nie o to chodzi...
- A o co? - dopytywałem. Samica spojrzała się na mnie wzrokiem "daj mi spokój, ta rozmowa mnie nudzi"
- Przepraszam - spojrzałem się w ziemię. Nie odpowiedziała mi.
- Przepraszam - powtórzyłem. Cisza. W tej chwili zauważyłem, że Ronderu jest trochę znudzona - Wybacz, że nie jestem tym, kim chciałabyś żebym był. Wybacz mi, że jestem, jak ty to powiedziałaś, Karusem? Dobrze mówię?
- Nie Nero, to nie o to chodzi... - powiedziała do mnie po imieniu! Jest postęp!
- Ale... - próbowałem coś powiedzieć
- Ćśśś! - uciszyła mnie, a po chwili dodała - Biegnij!
Pobiegłem daleko, lecz po chwili zorientowałem się, że Ronderu tam została z dwoma wyjętymi mieczami. Po chwili zza krzaków wyskoczyła bestia. Obserwowałem ich walkę, bo nie wiedziałem czy pomóc, czy nie. Wahałem się do czasu, gdy bestia rzuciła Ronderu o drzewo. Wtedy zacząłem biec naprzeciw potworowi i używając jedynie mojego rogu zadawałem kolejne ciosy bestii. Po kilku minutach stwór prawie zdychał, ale dałem mu uciec. Zbyt bardzo przypominał mi o bezlitosnej przeszłości. Koniec z końcem podszedłem prawie cały we krwi potwora do Ronderu, akurat wtedy się ocknęła.
- Wszystko dobrze?
- Tak... - odparła bez namysłu
- To jak tak to dobrze, więc czy będę mógł przenocować tutaj na jedną noc?

< Ronderu? >

niedziela, 22 marca 2015

Ronderu "Moja Historia"

- Jesteś w stanie mu jakoś pomóc...? - zapytałam oschle. Odwrócił się, podszedł ostrożnie, ale nic nie powiedział. Westchnęłam tylko i zamknęłam oczy. Po kilku sekundach je otworzyłam, i spojrzałam na Rokę. Zdrowiał z minuty na minutę. Moje lecznicze pole zadziałało, jak zwykle. Po chwili pomagałam mu już wstać, a Karus nadal się nie ruszał, tylko obserwował moje ruchy.
- Mógłbyś coś zrobić, a nie tylko się na mnie gapić, jak w obrazek! - syknęłam i spojrzałam na Rokę. Skinął delikatnie głową, więc ostrożnie od niego odeszłam i na sztywnych nogach podeszłam do ogiera, wyciągając jeden z mieczy i znów przymierzając się do przyłożenia go do jego szyi, która wciąż ociekała krwią - Twoje wytłumaczenia i oferty pomocy są tutaj zbędne, więc zdecyduj, czy się wyniesiesz, czy zrobisz coś porządniejszego!
Cofnął się trochę, ale nadal milczał. Moje oczy nie wyrażały nic, ale głos był ostry. Wolałam być ostrożniejsza w towarzystwie dwóch ogierów, nawet jeśli Roka był ranny. Wyprostowałam się, cofnęłam miecz, ale wciąż byłam w pełnej gotowości.
- Roka, wracaj do siebie. Poradzę sobie z nim... - powiedziałam twardo, ale w duszy czaił się niepokój, ale także i ulga - o jednego mniej. Odleciał on posłusznie. Teraz trochę odsunęłam się od Nera, ale na tyle, by nie mógł mi uciec.
- Teraz się odezwiesz? - spytałam. Odpowiada mi cisza. Ja także się nie odzywałam, tylko patrzyłam na niego "z góry". Żadne z nas się nie ruszało, nie mówiło. Ciszę przerywały jedynie dźwięki wydawane przez kruki Nera. W końcu odezwał się
- Ronderu... Skądś kojarzę to imię...

< Nero? Twoje miało być krótkie? :P >

Nero "Moja Historia"

Była to zimna noc, w jednej chwili stępem poruszałem się przed siebie, a w drugiej zostałem upokarzająco obezwładniony przez klacz mniej więcej umaszczenia jednolitego, chyba tobiano, jednak nie jestem pewien. Wiem tylko tyle, że swoją posturą przekazywała mi, że to jej terytorium na które nie powinienem wkraczać, więc mam się jej słuchać. Jeszcze czego! Jestem istotą żywą, a nie marionetką, nie będzie mi robiła wody z mózgu! Jednak ma przewagę... Jest klaczą... a żeby jeszcze było tego mało to całą atmosferę popsuł jakiś brunatny pegaz, który wybiegł niewiadomo skąd. Jedna silna klacz i jeden mizerny ogier, nie wyglądał na silniejszego odemnie i taki nie był, mniej doświadczony, bo młodszy, więc nie zdziwcie się, że aż śmiać mi się chciało, jednak nie był to odpowiedni moment, gdyż nagle otrzymałem ostrzeżenie, które z łatwością zrozumiałem: 
- Nie waż się wykonać jakiegokolwiek ruchu, bo odetnę Ci łeb! - syknęła z dzikością w oczach
Gdy tylko skończyła swą wypowiedź ten drugi stanął za mną tworząc niby "pułapkę" dla mnie. Jednak to dobrze, poczuli się bezpieczniej, więc klacz mi odpuściła wraz z tym przywołała miecze, spłynęła z nich moja krew, jednak nie była to typowa czerwona krew, moja była czarna. Ewidentnie domagała się wyjaśnień ode mnie i od... tego drugiego?
- Więc pewnie rządasz wyjaśnień? - zadając to ironiczne pytanie przywołałem jednego kruka, który z mojego polecenia przekazanego telepatycznie usiadł na jednej z gałęzi drzewa za klaczą.
- A myślisz, że co?! - warknęła
- Wpierw pozwól mi się przedstawić... Zwę się Nero, a ty?
- Próbujesz się wymigać? - krzywo się na mnie spojrzała - Nie potrzebujesz wiedzieć, a ja nie potrzebuję wiedzieć co tu robisz, bo zawsze mogę cię po prostu zabić, więc powiesz jak się tu znalazłeś czy wolisz drugą opcję?
- Ja? Próbować uciec od losu? - zaśmiałem się - Jak się tu znalazłem? Heh, powiedzmy, że stępowałem przed siebie gdy nagle z nieba mi się objawiłaś
- Teleportowałeś się? Masz jakieś magiczne zdolności, które Ci pomogły tutaj wkroczyć? 
- Nie, chyba, że uznasz dar poruszania się za moc, w takim razie to tak, używałem mocy, aby znaleźć się tu.
- Sarkastyczny karus się znalazł... - ponuro mruknęła
- Sarkastyczny? Może nawet i się zgodzę, jednak to, że jestem maści karej nie oznacza, że masz mnie tak nazywać, grzeczniej proszę, kultury, zachowujesz się kompletnie jak dziecko...
Teraz ją dopiero zdenerwowałem, w jej oczach było widać gniew, a jej serce było przepełnione złością.
- Zabiję cię! - wrzasnęła rzucając się na mnie z dwoma ostrzami, jednak po to mam swój róg, aby wiedzieć co zrobić w takich sytuacjach, zatem użyłem jednej z moch mocy - teleportu ciemności. W jednej chwili w miejscu w którym stałem rozbłysnął mrok, który oślepił klacz, a mi umożliwił to, aby znaleźć się tuż za nią. Przez to całe zamieszanie, klacz upuściła miecze, które wbiły się w ogiera. 
- Roka! - krzyknęła
W jednej chwili leżała na ziemi, a w drugiej podniosła się, aby mu pomóc. Wobec tego ja w razie czego przyzwałem kruki, któe usiadły tuż za mną, wrazie czego. 
- Ronderu... - Jęczał z bólu
No proszę, a więc imię tej klaczy to Ronderu... 
Ni jaka Ronderu nagle spojrzała się na mnie, jednak nie okazywała skruchi, ani poczucia winy, raczej obwiniała mnie za swój czyn. Cała ta atmosfera była raczej nieprzyjemna, a ja sam ze względu na samicę po części uważałem, że to też jest moja wina... Podszedłem do nich i zaoferowałem się:
- Mogę pomóc, jeśli chcecie. Jeżeli w pewien sposób was "uraziłem" mogę to naprawić, jednak wiem, że pewnie źle zaczęliśmy naszą znajomość, ale mogę to jeszcze naprawić, a sądząc po tym, że "jakimś cudem" wtargnąłem na wasze terytorium - za co bardzo przepraszam - nie macie zbyt licznej gromady, mogę się przydać, naprawdę. Wiem, że pewnie wy pegazy nie ufacie jednorożcom, jednak proszę was, dajcie sobie pomóc, jeszcze jest przyszłość.
- A skąd to niby wiesz?! - warknął Roka
- Wiem, bo życie mnie tego nauczyło, mogłem mieć amputowaną kończynę, nie mieć jednego oka, a nawet stracić życie jako mały źrebak, ale jednak przeżyłem, a najlepszym dowodem, że jest jeszcze przyszłość jest moja obecnośc w tej chwili. Ale jeżeli nie chcecie to nie, nie będę was zmuszać...
Powoli zacząłem odchodzić, to zawsze działa, Ronderu wpatrywała się we mnie, a Roka rżał z bólu w pewnym momencie Ronderu krzyknęła:
- Stój!
Automatycznie się zatrzymałem i spojrzałem łbem w tył.

< Ronderu? >

wtorek, 17 marca 2015

Ronderu "Moja historia"

Roka przeleciał obok mnie, jakby wystrzeliło go z procy. Wiedziałam, że powinnam go zostawić w spokoju, bo raczej bez powodu by się tak nie spieszył. Mój instynkt jak zawsze wygrał - im mniej kłopotów w życiu, tym spokojniej. Delikatnie wylądowałam na ziemi i dalszą drogę przekłusowałam. Chciałam pójść nad jezioro, aby poćwiczyć swoje, jakby to powiedzieć, artystyczne umiejętności...
Na miejscu wzleciałam delikatnie nad ziemię i przeleciałam na środek tafli wody. Tam, w tylko mi znany rytm, stawiałam kroki w różnych chodach - od stępu, po przez kłus wyciągnięty, piaff czy galop. Jednak wody dotykałam jedynie czubkami kopyt, zostawiając ślady w postaci wodnych kół. Z daleka mogło to wyglądać niezgrabnie, lecz z bliska okazywało się to jakby baletem. Pomimo wszystko, nie była to łatwa sztuka - trzeba uważać, aby choćby o centymetr zbyt wysoko nie podciągnąć nogi, postawić jej zbyt bardzo na lewo czy prawo lub spóźnić któryś ruch. Wtedy nie ma mowy, abyś zdążył zmieścić się w rytmie, a przez to "taniec" staje się do przesady chaotyczny, i późniejszy rysunek na tafli wody staje się nieczytelny. Ja już od jakiegoś czasu nie musiałam się tym przejmować, przeszłam do perfekcji. Co jakiś czas trenowałam, więc co jakiś czas musiałam wymyślać sobie coraz trudniejsze kroki, ale nie jest to takie łatwe. Znaczy się, już nie.
Jak zwykle trening trwał póki słońce zupełnie nie zniknęło z nieba. Wtedy podleciałam wyżej i wróciłam na swoją Podniebną Wyspę. Tam założyłam sobie na grzbiet lśniącą, trochę prześwitującą chustę, która delikatnie opadała mi na boki. Ukryłam pod nią pas z moimi dwoma mieczami Lig i wyleciałam z jaskini. Wróciłam na ziemię i zbliżyłam się w kierunku jednego z lasów, gdzie zwykle panowała ciemność. Uwielbiałam tam spacerować między pniami, czuć się w pełni wolną...
Zwykle w nocy zwierzęta były tam rzadko widziane, więc nic mi nie przeszkadzało. Teraz zapachy, na które byłam szczególnie wyczulona, zdecydowanie lepiej do mnie docierały i rozróżniałam bez problemu nawet najbardziej podobne do siebie. Wyszłam na jedną z kilku okrągłych polan znajdujących się w lesie. Po chwili usłyszałam za sobą szelest. W jednej sekundzie odwróciłam się, wyjęłam miecze i znalazłam się po prawo i trochę od tyłu tego czegoś, co wyszło z zarośli. Jeden z mieczy znajdował się na szyi napastnika, trochę się w nią wpijając, a drugi znalazł się po lewej na wysokości mojej teraz wysoko podniesionej głowy. Gdy nadal przytrzymywałam osobnika, który także okazał się dość mocno oszołomionym koniem, z drugiej strony wybiegł Roka. Kary koń, pomimo że przetrzymywany w mojej "pułapce", był na tyle zszokowany, że nie miał zamiaru się ruszyć. Moje oczy były przepełnione dzikością
- Nie waż się wykonać jakiego kol wiek ruchu, bo odetnę ci łeb! - syknęłam w ostrzeżeniu do karusa, jeszcze bardziej wpijając ostrze mego miecza w jego skórę. Chyba doskonale zrozumiał ostrzeżenie. Roka bez mojego słowa wiedział, aby otoczyć go od tyłu. Gdy był na pozycji, przywołałam miecze do siebie. Jeden z nich ociekał trochę krwią. Włożyłam je do pasa, i stanęłam naprzeciwko nieznanego ogiera, ewidentnie domagając się wyjaśnień. Ucieszyłoby mnie jeszcze, gdyby Roka powiedziałby mi, jakim cudem się tu znalazł...

< Nero? >

Roka "Moja historia"

Uważnie przyglądałem się małemu przedmiotowi błyszczącemu w trawie. Podleciałem niżej, by się dobrze przyjrzeć. Wtedy mnie zatkało - w trawie leżał naszyjnik Mariki. Była to para skrzydeł zawieszona na srebrnym łańcuszku


Tak, to ona była dla mnie najpiękniejsza na całym świecie. Wtedy w moim sercu pojawiło się postanowienie. Chociaż spotkałbym klacz piękną jak róża, nigdy się nie zakocham. Nigdy, przenigdy. Nałożyłem naszyjnik na siebie i ponownie wzleciałem w górę. Leciałem szybko, byleby do jaskini. Po drodze minąłem Ronderu, która była bardzo zdziwiona moim pośpiechem. Ja zaś wleciałem do jaskini.

< Ronderu? >

sobota, 14 marca 2015

Ronderu "Moja historia"

Zatkało mnie, ale w myślach krzyczałam "Wiedziałam że tak będzie! Wiedziałam!"... Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, patrzyłam tylko jak Roka odlatuje. Nie wiedziałam, czy mówi to tak tylko przez dobre wychowanie, czy coś do mnie czuje. W każdym bądź razie, nie podobało mi się to. Wolałam trzymać się od wszelkich ogierów z daleka. Gdy byłam pewna, że Roka już się nie wróci, wolnym kłusem ruszyłam nad tęczowe jezioro, aby się obmyć. Na miejscu ostrożnie weszłam do wody. Trochę zajęło, zanim weszłam na większą głębokość, ponieważ wystarczył jeden zły krok, jedno poślizgnięcie, a mogłam się zranić. Co mnie przeraziło, brokat nie chciał się zmyć!
- No i super... - syknęłam do siebie. Cały czas uważając, wycofałam się na ląd. Wciąż lśniąc, wzbiłam się w powietrze. Wpadłam na pomysł - mogę spróbować użyć wody z magicznego źródła. Jeśli nie dostanie mi się to do pyska, wszystko będzie w porządku. Jak więc pomyślałam, tak zrobiłam. Przy źródle jak zwykle, magię dało się czuć w powietrzu. Zauważyłam, że delikatna bryza, która dotyka mojej sierści, zmywa brokat. Jakże mi ulżyło... Nie czekając dłużej, pośpiesznie weszłam do magicznej wody i wyciągnęłam głowę w górę, dla bezpieczeństwa. Wystarczyła chwila, aby moja sierść wróciła do normy. Aby nie ryzykować, upewniłam się że cała jestem czysta i zgrabnie wyszłam z jeziora. Został mi teraz tylko pysk. Delikatnie się schyliłam, mocno zacisnęłam zęby i oczy, a uszy skierowałam do tyłu. Zanurzyłam głowę i gdy poczułam, że cały brokat z pyska się zmył, natychmiastowo "wyrzuciłam" łeb do góry. Otrzepałam się z wody i szybko wyszłam z jaskini - lepiej nie było tam długo zostawać. Aby się wysuszyć, rozłożyłam skrzydła i wzleciałam w powietrze. Wzniosłam się ponad korony drzew i rozwinęłam dość dużą prędkość. Lubiłam tak lecieć - czuć się wolną. Po jakimś czasie dostrzegłam pod sobą Rokę, ale nie podlatywałam. Wręcz przeciwnie, wzniosłam się jeszcze wyżej. Nie wiedziałam, czy mnie widział, czy nie, ale odleciał trochę niżej...

< Roka? >

Roka "Moja historia"

- Aha - powiedziałem krótko. Poszedłem szukać jakiegoś noclegu. Po chwili znalazłem odpowiednią jaskinię. Przyniosłem trochę liści i gałęzi na posłanie, a następnie postanowiłem poszukać sobie jakiegoś zajęcia. Na polanie pasła się Ronderu...
- Hej - przywitałem się
- Cześć - odpowiedziała
- Nadal masz ten brokat na sobie - popatrzyłem na jej sierść. Ona oddaliła się trochę skubiąc trawę. Poderwałem się do lotu i zakołowałem nad nią. Po chwili powiedziałem
- Ja wracam do siebie - i ruszyłem w swoją stronę, rzucając jeszcze na pożegnanie - A, i pięknie wyglądasz z tym brokatem

< Ronderu? >

Ronderu "Moja historia"

Spojrzałam na siebie. Cała lśniłam. Powiodłam wzrokiem po pięknym wodospadzie, a następnie przeniosłam wzrok na Rokę. On także błyszczał. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. W końcu zapytałam
- Jak go znalazłeś?
- Przez przypadek. Chyba szczęśliwy przypadek, prawda?
- Nie można się nie zgodzić, rzeczywiście jest tu pięknie - odpowiedziałam i znów zapadła cisza, którą przerywał jedynie szum wodospadu. Nie lubiłam takich połączeń, cisza i piękne miejsce. Jeszcze, jak jest się tylko z ogierem. Takie sytuacje zawsze są podejrzane... Pilnie szukałam w głowie jakiego kol wiek tematu, ale nic mi do głowy nie przychodziło. W końcu spytałam
- A znalazłeś już miejsce na noc?
- Jeszcze nie.
- Chyba sobie poradzisz, skoro znalazłeś takie cudowne miejsce...
- Wydaje mi się, że nie będzie to trudne.
- A... Ten wodospad, znalazłeś sam czy z pomocą mocy? Ale tak szczerze...
- Zupełnie sam. Nie posiadam żadnej mocy, która byłaby pomocna w odkrywaniu terenu - odpowiedział, a ja przez chwilę się zamyśliłam. Wyrwał mnie z tego stanu, pytając - Nad czym się tak zastanawiasz?
- Hm? Ja, nad niczym. Tak, po prostu
- Doprawdy...? - znów zapytał, tylko tym razem trochę podejrzliwie
- Tak, to nic ważnego - odparowałam, psując trochę spokojną atmosferę

< Roka? >

Roka "Moja historia"

Klacz popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem
- Już nic - powiedziałem i wzbiłem się w górę. Ronderu szła powoli w tylko sobie znanym kierunku. Na moment moją uwagę przykuł tęczowy promień. Postanowiłem zbadać ten teren, więc ruszyłem w stronę blasku. Gdy tam dotarłem, moim oczom ukazał się piękny, tęczowy wodospad



O dziwo tryskał z niego brokat. Kiedy podleciałem bliżej, moja sierść zaczęła błyszczeć. Postanowiłem to pokazać klaczy. Odnalazłem ją na polanie
- Zamknij oczy - powiedziałem zasłaniając je. Zaprowadziłem ją nad wodospad. Gdy odsłoniłem jej wzrok, prawie otworzyła pysk ze zdziwienia
- Piękny - powiedziałem. Podprowadziłem ją bliżej, a wtedy zaczęła się świecić od brokatu. Muszę przyznać, że wyglądała ślicznie

< Ronderu? >

piątek, 13 marca 2015

Ronderu "Moja historia"

Podszedł do mnie nieznany mi ogier. Automatycznie odsunęłam się trochę, ale zobaczyłam po oczach, że nie ma złych zamiarów.
- Kim jesteś? - zapytał. Dobrze, że zapytał kim, a nie czym..., pomyślałam
- Nazywam się Ronderu. Aktualnie oboje znajdujemy się na terenach Krainy Lustrzanego Jeziora. Poza nami, nie ma tu innych koni. I obawiam się, że zostaniesz tu naprawdę długo... - odpowiedziałam od razu informując o sytuacji
- O co chodzi z tym "zostaniesz tu naprawdę długo"...?
- O to, że ilekroć próbowałam się stąd wydostać, ani razu mi się nie udało, jak widzisz. Poza mną nie było tu nigdy żadnego innego konia, a przynajmniej tak mi się wydaje. Więc pewnie i ty sobie tu posiedzisz, jak ja
- Jasne... Udało mi się wejść tutaj, to uda mi się także i odejść - zaprzeczył
- Możesz próbować. Ale nie przybiegaj do mnie z płaczem, jak ci się nie powiedzie... - rzuciłam lekceważąco i skierowałam się ku odejściu. On poczynił to samo, lecz gdy chciałam ruszyć kłusem, zawrócił
- Skoro mówisz, że nie uda nam się uciec i, że jesteśmy tu jedynymi końmi, to w takim razie musimy współpracować, aby przeżyć. Bo zapewne czai się tu wiele zwierząt, prawda? - zapytał
- A co, tchórzysz? - drwiłam
- O nie! Chcę tylko wiedzieć jak najwięcej o terenie, gdzie będę się znajdować! - zaprotestował
- Och, tak... Tylko wyłudzać wiadomości od kogoś, ale jak już musisz "wiedzieć gdzie jesteś"... - niechętnie się zgodziłam i zaczęłam iść w kierunku lasu
- A jak właściwie ty się nazywasz? - tym razem ja zapytałam
- Roka - odpowiedział krótko. Zapadła chwila ciszy. Przyspieszyłam do kłusa. Wydaje mi się, że także nie jest zbyt rozmowny, co mi odpowiada. Przynajmniej mogłam skrócić oprowadzkę.
Pokazałam mu oby dwa lasy, jedno małe jezioro, wodospad i plażę. Czas zleciał szybko, gdy skończyliśmy, słońce chyliło się ku zachodowi
- Znasz już większość terenów, które odkryłam i zbadałam. Jeśli będziesz chciał wiedzieć więcej, szukaj mnie - powiedziałam i skierowałam się w kierunku mojego ulubionego półwyspu. Byłam kilka kilometrów od miejsca, gdzie rozstałam się z Rokiem, gdy usłyszałam stukot kopyt. Zatrzymałam się i odwróciłam głowę - podążał za mną kłusem mój, jakby to ująć, "nowy współlokator"...
- A, Ronderu... - chciał coś powiedzieć, ale urwał

< Roka? >

Roka "Moja historia"

Zostałem stworzony przez Sabrine. Uważała, że powinienem być osobą nieskazitelnie czystą. Ja zaś chciałem być takim, jakim jestem. W końcu się z tym pogodziła i została moją opiekunką. Rosłem i rosłem, stawałem się coraz bardziej przystojny. Pewnego dnia Sabrine zabrała mnie na spacer po chmurach. Przeszliśmy do zamku słonecznego światła. To tam zobaczyłem Marikę. Jej blond grzywa delikatnie falowała. Piękna, jasno kasztanowa sierść lśniła w słońcu. Podążałem za nią aż na ziemię. Dopiero tam mnie zatkało. Było mnóstwo zieleni. Jeszcze piękniejszej niż zorza, którą oglądałem codziennie z okna mojej komnaty. Marika miała partnera, ale i tak postanowiłam ją mieć. Pewnego dnia gdy spacerowała po kwiecistej łące podszedłem do niej
- Witaj piękna nieznajoma - powiedziałem szarmancko. Uśmiechnęła się lekko. Okrążałem ją z każdej strony. Po chwili koło się zawężało, aż staliśmy blisko siebie. Szeptałem jej do ucha zalotne słowa, a ona cały czas się śmiała. Po chwili zacząłem ją masować. Wyraźnie się rozluźniła. Od masowania przeszło w pocałunki. Śmiała się flirciarsko. Była teraz w moich ,,sidłach". Niestety, tę piękną chwilę przerwał jej partner. Skoczył na mnie próbując mnie zabić. Gdy już miał mi wbić nóż ja zrzuciłem go na skały. Wziąłem Marikę i oboje polecieliśmy na zachód. Podróż trwała długo, bo nie byliśmy pewni czy ten ogier nas nie gonił. Zatrzymaliśmy się dopiero w pięknym lesie. Tam mieszkaliśmy razem i było nam dobrze. Niestety, nic nie trwa wiecznie - chłopakowi klaczy udało się nas namierzyć. Próbowałem go powstrzymać, ale on zabił Marikę. Wtedy uciekłem. Biegłem przez łąki i pola. Potykałem się o kamienie. Cały czas w głowie miałem jedną myśl: już nigdy się nie zakocham. Moje serce przebił miecz zła. Teraz nie było uśmiechu i szczęścia. Było zło i groza. Pewnego dnia dotarłem na polanę. Tam zobaczyłem klacz. Była trochę podobna do Mariki. Podszedłem do niej.

< Jakaś klacz? >