niedziela, 22 marca 2015

Nero "Moja Historia"

Była to zimna noc, w jednej chwili stępem poruszałem się przed siebie, a w drugiej zostałem upokarzająco obezwładniony przez klacz mniej więcej umaszczenia jednolitego, chyba tobiano, jednak nie jestem pewien. Wiem tylko tyle, że swoją posturą przekazywała mi, że to jej terytorium na które nie powinienem wkraczać, więc mam się jej słuchać. Jeszcze czego! Jestem istotą żywą, a nie marionetką, nie będzie mi robiła wody z mózgu! Jednak ma przewagę... Jest klaczą... a żeby jeszcze było tego mało to całą atmosferę popsuł jakiś brunatny pegaz, który wybiegł niewiadomo skąd. Jedna silna klacz i jeden mizerny ogier, nie wyglądał na silniejszego odemnie i taki nie był, mniej doświadczony, bo młodszy, więc nie zdziwcie się, że aż śmiać mi się chciało, jednak nie był to odpowiedni moment, gdyż nagle otrzymałem ostrzeżenie, które z łatwością zrozumiałem: 
- Nie waż się wykonać jakiegokolwiek ruchu, bo odetnę Ci łeb! - syknęła z dzikością w oczach
Gdy tylko skończyła swą wypowiedź ten drugi stanął za mną tworząc niby "pułapkę" dla mnie. Jednak to dobrze, poczuli się bezpieczniej, więc klacz mi odpuściła wraz z tym przywołała miecze, spłynęła z nich moja krew, jednak nie była to typowa czerwona krew, moja była czarna. Ewidentnie domagała się wyjaśnień ode mnie i od... tego drugiego?
- Więc pewnie rządasz wyjaśnień? - zadając to ironiczne pytanie przywołałem jednego kruka, który z mojego polecenia przekazanego telepatycznie usiadł na jednej z gałęzi drzewa za klaczą.
- A myślisz, że co?! - warknęła
- Wpierw pozwól mi się przedstawić... Zwę się Nero, a ty?
- Próbujesz się wymigać? - krzywo się na mnie spojrzała - Nie potrzebujesz wiedzieć, a ja nie potrzebuję wiedzieć co tu robisz, bo zawsze mogę cię po prostu zabić, więc powiesz jak się tu znalazłeś czy wolisz drugą opcję?
- Ja? Próbować uciec od losu? - zaśmiałem się - Jak się tu znalazłem? Heh, powiedzmy, że stępowałem przed siebie gdy nagle z nieba mi się objawiłaś
- Teleportowałeś się? Masz jakieś magiczne zdolności, które Ci pomogły tutaj wkroczyć? 
- Nie, chyba, że uznasz dar poruszania się za moc, w takim razie to tak, używałem mocy, aby znaleźć się tu.
- Sarkastyczny karus się znalazł... - ponuro mruknęła
- Sarkastyczny? Może nawet i się zgodzę, jednak to, że jestem maści karej nie oznacza, że masz mnie tak nazywać, grzeczniej proszę, kultury, zachowujesz się kompletnie jak dziecko...
Teraz ją dopiero zdenerwowałem, w jej oczach było widać gniew, a jej serce było przepełnione złością.
- Zabiję cię! - wrzasnęła rzucając się na mnie z dwoma ostrzami, jednak po to mam swój róg, aby wiedzieć co zrobić w takich sytuacjach, zatem użyłem jednej z moch mocy - teleportu ciemności. W jednej chwili w miejscu w którym stałem rozbłysnął mrok, który oślepił klacz, a mi umożliwił to, aby znaleźć się tuż za nią. Przez to całe zamieszanie, klacz upuściła miecze, które wbiły się w ogiera. 
- Roka! - krzyknęła
W jednej chwili leżała na ziemi, a w drugiej podniosła się, aby mu pomóc. Wobec tego ja w razie czego przyzwałem kruki, któe usiadły tuż za mną, wrazie czego. 
- Ronderu... - Jęczał z bólu
No proszę, a więc imię tej klaczy to Ronderu... 
Ni jaka Ronderu nagle spojrzała się na mnie, jednak nie okazywała skruchi, ani poczucia winy, raczej obwiniała mnie za swój czyn. Cała ta atmosfera była raczej nieprzyjemna, a ja sam ze względu na samicę po części uważałem, że to też jest moja wina... Podszedłem do nich i zaoferowałem się:
- Mogę pomóc, jeśli chcecie. Jeżeli w pewien sposób was "uraziłem" mogę to naprawić, jednak wiem, że pewnie źle zaczęliśmy naszą znajomość, ale mogę to jeszcze naprawić, a sądząc po tym, że "jakimś cudem" wtargnąłem na wasze terytorium - za co bardzo przepraszam - nie macie zbyt licznej gromady, mogę się przydać, naprawdę. Wiem, że pewnie wy pegazy nie ufacie jednorożcom, jednak proszę was, dajcie sobie pomóc, jeszcze jest przyszłość.
- A skąd to niby wiesz?! - warknął Roka
- Wiem, bo życie mnie tego nauczyło, mogłem mieć amputowaną kończynę, nie mieć jednego oka, a nawet stracić życie jako mały źrebak, ale jednak przeżyłem, a najlepszym dowodem, że jest jeszcze przyszłość jest moja obecnośc w tej chwili. Ale jeżeli nie chcecie to nie, nie będę was zmuszać...
Powoli zacząłem odchodzić, to zawsze działa, Ronderu wpatrywała się we mnie, a Roka rżał z bólu w pewnym momencie Ronderu krzyknęła:
- Stój!
Automatycznie się zatrzymałem i spojrzałem łbem w tył.

< Ronderu? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz