Podszedł do mnie nieznany mi ogier. Automatycznie odsunęłam się trochę, ale zobaczyłam po oczach, że nie ma złych zamiarów.
- Kim jesteś? - zapytał. Dobrze, że zapytał kim, a nie czym..., pomyślałam
- Nazywam się Ronderu. Aktualnie oboje znajdujemy się na terenach Krainy Lustrzanego Jeziora. Poza nami, nie ma tu innych koni. I obawiam się, że zostaniesz tu naprawdę długo... - odpowiedziałam od razu informując o sytuacji
- O co chodzi z tym "zostaniesz tu naprawdę długo"...?
- O to, że ilekroć próbowałam się stąd wydostać, ani razu mi się nie udało, jak widzisz. Poza mną nie było tu nigdy żadnego innego konia, a przynajmniej tak mi się wydaje. Więc pewnie i ty sobie tu posiedzisz, jak ja
- Jasne... Udało mi się wejść tutaj, to uda mi się także i odejść - zaprzeczył
- Możesz próbować. Ale nie przybiegaj do mnie z płaczem, jak ci się nie powiedzie... - rzuciłam lekceważąco i skierowałam się ku odejściu. On poczynił to samo, lecz gdy chciałam ruszyć kłusem, zawrócił
- Skoro mówisz, że nie uda nam się uciec i, że jesteśmy tu jedynymi końmi, to w takim razie musimy współpracować, aby przeżyć. Bo zapewne czai się tu wiele zwierząt, prawda? - zapytał
- A co, tchórzysz? - drwiłam
- O nie! Chcę tylko wiedzieć jak najwięcej o terenie, gdzie będę się znajdować! - zaprotestował
- Och, tak... Tylko wyłudzać wiadomości od kogoś, ale jak już musisz "wiedzieć gdzie jesteś"... - niechętnie się zgodziłam i zaczęłam iść w kierunku lasu
- A jak właściwie ty się nazywasz? - tym razem ja zapytałam
- Roka - odpowiedział krótko. Zapadła chwila ciszy. Przyspieszyłam do kłusa. Wydaje mi się, że także nie jest zbyt rozmowny, co mi odpowiada. Przynajmniej mogłam skrócić oprowadzkę.
Pokazałam mu oby dwa lasy, jedno małe jezioro, wodospad i plażę. Czas zleciał szybko, gdy skończyliśmy, słońce chyliło się ku zachodowi
- Znasz już większość terenów, które odkryłam i zbadałam. Jeśli będziesz chciał wiedzieć więcej, szukaj mnie - powiedziałam i skierowałam się w kierunku mojego ulubionego półwyspu. Byłam kilka kilometrów od miejsca, gdzie rozstałam się z Rokiem, gdy usłyszałam stukot kopyt. Zatrzymałam się i odwróciłam głowę - podążał za mną kłusem mój, jakby to ująć, "nowy współlokator"...
- A, Ronderu... - chciał coś powiedzieć, ale urwał
< Roka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz